Swego czasu dla każdego nowego niemowlaka w towarzystwie szyłam zabawki - sowy. Trochę więc wstyd, że moje dziecko nie miało żadnej zabawki, która wyszła spod mojej ręki. Całe 10 miesięcy trwało zanim się zmotywowałam i uszyłam sowę dla Jagody. Powstał nie byle jaki ptak, bo aż 50 centymetrowy. Narobiłam się przy nim okropnie, masa elementów, dużoooo wypełnienia. Cóż z tego skoro Jagoda całkowicie zignorowała ptaka. Pozostaje mi pocieszenie, że przynajmniej stanowi ozdobę pokoju.
W przeciwieństwie do sowy, literki powstały ponad rok temu, jeszcze zanim Jagoda przyszła na świat. Ich szycie wspominam koszmarnie. Ciężko to w ogóle nazwać szyciem, bo szycia było niewiele a upierdliwe straszne. Nie planuję już więcej szyć literek, żadnych :)
Śliczna sówka :) Jak Jagoda podrośnie to na pewno się polubią ;)
OdpowiedzUsuńcudna! Muszą się lepiej poznać i wtedy zrodzi się prawdziwa miłość między nimi :)
OdpowiedzUsuńNa pocieszenie napiszę, że mój syn też totalnie olewa pluszaki-maskotki itp. Modlę się, żeby znajomi ich nie kupowali dla niego bo i tak będą zapełniać (pełną już) szafkę. Sowa jest piękna, kolorowa i przemyślana. Może Jagódka za jakiś czas zapała do niej miłością? Tego Ci życzę :) Literki... no cóż, wyobrażam sobie to szycie ;) ale wyglądają bardzo ładnie!
OdpowiedzUsuńwielkie oczy niczego nie przagpią :))) świetna :)
OdpowiedzUsuńMoże Jagódka nie dorosła jeszcze do sowy, bo 50cm to nie byle jaka sówka :) Moja córka też nie pałała miłością do pluszaków, ale miała taki okres w dzieciństwie (4-6 lat), że spała z całą kolekcją maskotek z Kubusia Puchatka :)
OdpowiedzUsuńSówka jest super! No i domyślam się, że przy literkach ciężko było wpychać wypełnienie i w ogóle...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!